Nigdzie indziej ogórki nie smakowały tak dobrze jak na odpuście w Mikulczycach

Wieś z własnym ratuszem, dwoma kinami, trzema kościołami i gazetą. Takie były Mikulczyce, obecna dzielnica Zabrza, sto lat temu. Album wydany przez tutejszą Miejską Bibliotekę Publiczną zabierze was w podróż w czasie.

Zabrzańska MBP wydała już cztery albumy poświęcone różnym dzielnicom. Najnowszy album o Mikulczycach z pewnością zaciekawi nie tylko miejscowych.

Choć Mikulczyce mają długą, siedmiowiekową historię, to najlepsze czasy przeżywały, tak jak duża część Górnego Śląska, w dobie rozwoju przemysłu.

W latach 1885–1905 liczba mieszkańców prawie się potroiła z 3 do 9 tysięcy osób, a według spisu powszechnego z 1910 roku mieszkało tu już 14 170 osób – więcej niż w Tarnowskich Górach, które były wtedy stolicą powiatu obejmującego również Mikulczyce.

Z formalnego punktu widzenia Mikulczyce były tylko wsią, ale choć na obrzeżach miejscowości rzeczywiście znajdował się folwark, to większość mieszkańców pracowała w górnictwie.

Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej wzniesiono tu monumentalną świątynię, a później jeszcze dwie (jedną katolicką i jedną ewangelicką). Tutejsze kino było rówieśniczką katowickiego „Rialta” (potem powstało jeszcze jedno, dziś nie ma żadnego), a w gminie wydawano też własną gazetę.

Dworzec kolejowy, dawno już zlikwidowany, miał dwa perony (ten w Zabrzu tylko jeden) i obsługiwał nie tylko lokalne połączenia. Do Zabrza Mikulczyce zostały inkorporowane dopiero w 1951 roku, ale dużo wcześniej miały z nią istniejącą do dziś linię tramwajową.

Kościół jak dzieło sztuki
Tutejszy kościół św. Wawrzyńca to wspaniałe dzieło sztuki. Został wzniesiony w 1896 roku według projektu Paula Jackischa, architekta, który jest też autorem np. bazyliki w Bogucicach, kościołów św. Piotra i Pawła w Świętochłowicach i Świętej Trójcy w Bytomiu, a także ratusza (niestety spalonego) w tym ostatnim mieście.

Własny ratusz miały też Mikulczyce. Zaprojektowany w stylu secesyjnym przez mistrza budowlanego Michaela Kiefera zwraca uwagę dzięki reprezentacyjnej, ośmiobocznej wieży. Oprócz władz gminy mieściły się tu przez pewien czas kino, posterunek policji i areszt, a po II wojnie światowej była tu porodówka.

Podczas powstań śląskich Mikulczyce kilka razy znajdowały się pod kontrolą powstańców, a w plebiscycie w 1921 roku najwięcej osób głosowało za przyłączeniem do Polski, ale mimo to miejscowość zostawiono po niemieckiej stronie granicy. I jakby na ironię nadano im nową nazwę Klausberg, bo Mikulczyce brzmiały zbytnio polsko.

Największy dramat nastąpił jednak zaraz po II wojnie światowej. Aż 2,5 tys. tutejszych mężczyzn i kobiet deportowano wtedy do obozów w Związku Radzieckim. Większość z nich nigdy już do domów nie wróciła.

Nigdzie indziej ogórki nie były tak dobre
Jednak album o Mikulczycach to coś więcej niż tylko historia tej miejscowości. Zdecydowanie najwięcej miejsca zajmują w tej publikacji wspomnienia obecnych i dawnych mieszkańców. Udało się je zgromadzić, bo Natalia Wojtoń, wicedyrektor zabrzańskiej biblioteki, jeździła od domu do domu i zachęcała ludzi do opowieści.

Są wspomnienia o szkole, kościele i chórze „Resonans con tutti”, najlepszym (oprócz piłkarzy Górnika) ambasadorze Zabrza w świecie.

Maria Kroczek, współzałożycielka chóru, to żywa legenda Mikulczyc, ale swoje własne, małe legendy, w albumie przedstawiło też wiele innych osób. Jedna z nich opisała familok, w którym spędziła najmłodsze lata. Żyło tu 10 rodzin, a choć każde mieszkanie składało się tylko z pokoju i dużej kuchni, to nikt nie skarżył się na niewygody. Każda rodzina miała do dyspozycji także część strychu przeznaczoną na suszenie bielizny, a w przydomowym ogrodzie w podobny sposób wydzielono dla wszystkich lokatorów osobne grządki, gdzie uprawiało się warzywa i siało kwiatki. Dbałość o ten skrawek ziemi wszyscy poczytywali sobie za punkt honoru. Na podwórku znajdowały się także „chlewiki”, w których przechowywano węgiel i drewno lub hodowano króliki. Natomiast w piwnicach gromadzono zapasy na zimę – ziemniaki, kiszoną kapustę oraz dużo słoików z przetworami i kompotami.

Najcieplejsze wspomnienia dotyczą jednak mikulczyckich odpustów. – Wokół karuzel rozmieszczone były strzelnice, w których można było z wiatrówki odstrzelić przeróżne gadżety. Brylowały wśród nich zdjęcia z filmów „Bonanza”, „Winnetou” czy „Święty”. Nie brakowało też papierowych kwiatów, słodkich lizaków czy śmiesznych maskotek. Najważniejszym punktem na odpuście, oprócz wystawianych kramów (bud), były kiszone ogórki prosto z beczki, których smak wspominało się później w ciągu roku podczas różnych spotkań rodzinnych. – Być na odpuście w Mikulczycach i nie skosztować ogórków, byłoby dużym nietaktem – pisze autor jednych z zamieszczonych w albumie wspomnień.

Prezentacja albumu „Nasze Mikulczyce” odbędzie się 11 grudnia (w poniedziałek) o godz. 17.30 w Młodzieżowym Domu Kultury przy ul. Tarnopolskiej 50, gdzie swoją siedzibę ma „Resonans con tutti”. Wtedy też można będzie kupić album po okazyjnej cenie. Potem, o 10 złotych droższe, „Nasze Mikulczyce” dostępne będą we wszystkich filiach Miejskiej Biblioteki Publicznej w Zabrzu.

Józef Krzyk

„Gazeta Wyborcza-Magazyn Katowice”, 8 grudnia 2017